środa, 18 stycznia 2012

Kilka refleksji

Wczoraj moją uwagę przykuł nowy artykuł o Mirosławie Sucheckim na stronie stenografia.pl. Jego bohater zapisał się w historii stenografii polskiej swą zuchwałą ambicją stworzenia systemu stenograficznego lepszego od dotychczasowych układów lwowskich, opartych na zasadach systemu niemieckiego Gabelsbergiera. Gwoli wyjaśnienia, do "grupy trzymającej władzę", której Suchecki rzucił wyzwanie, należy również mój Poliński. 

"Lepszy" to pojęcie dość względne - osobiście od stenografii oczekuję, że pozwoli mi oszczędzić czas, jaki spędzam na sporządzaniu notatek z podręczników; po drugie pozwoli doskonale nadążać z notowaniem słowa mówionego, a po trzecie dogoni moje własne myśli, które często uciekają zanim zdążę je zapisać. W związku z tym, moim potrzebom najlepiej wychodzi naprzeciw system z silnikiem F1, doskonale czytelny nawet po wielu latach. Poza tym pisanie pismem stenograficznym sprawia przyjemność (większą niż pisanie pismem długim), daje satysfakcję posiadania wiedzy tajemnej i przynależności do wąskiej elity. No ten, lans na stenografię ;-) 

Dlaczego Poliński? Bo... pierwszy wpadł mi w ręce. Poza tym Poliński spełniał wszystkie moje wymogi, a przy tym był swego czasu popularny, więc wypróbowany, a ja nie chciałam ryzykować wielu miesięcy pracy aby w rezultacie stwierdzić, że system jest do bani. No i nie sprzedawali go w antykwariatach na kilogramy jak Łazarskiego. Podczas gdy podręcznik Polińskiego brano do ręki prawie z nabożeństwem, z Łazarskim nie wiedziano, czy go rozdawać, czy go palić. Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby jego armia miała swoje Powązki na Cmentarzysku Zapomnianych Książek.

W system Polińskiego wpatrywałam się z niemal bezkrytycznym uwielbieniem do czasu, aż odkryłam jego, moim zdaniem, największą wadę: cała nauka tak przesadzoną bywa regułami i wyjątkami, że się staje wstrętną i temu, kto ma najlepszą wolę zostania stenografem. System Sucheckiego ma eliminować tę wadę (ponoć można się go nauczyć już w 10 godzin), a przy tym być bardziej czytelnym. Przejrzałam jego podręcznik i mile zaskoczyła mnie jego objętość: jedyne trzydzieści parę stron! Sam układ książki również wydaje się być bardziej przyjazny dla użytkownika. Czy system jest wyścigówką - nie wiem, ale póki nie odpalę bolidu, gotowa jestem zadowolić się nawet trabantem, żeby tylko nie musieć już drałować piechotą. Boję się jedynie, czy mi się to aby wszystko nie wymiesza... A może wystarczy znaleźć łatwiejszy podręcznik do Polińskiego? Jeden mam już na oku.

Ciąg dalszy nastąpi.


2 komentarze:

  1. Podpis fotografii: Rog Gabelsbergera i Ryskiej na Frycowskim Gaju w Berlinie (5 stacji metrem nr 5 z placu Aleksandra).

    Mro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O żesz o_O aż mnie w fotel wbiło.. Dziękuję za dopowiedzenie!

      Usuń